ze mną ławie siedzących, szczególniéj jeden przywiązał się do mnie i pozyskał przyjaźń moją. Niejakie podobieństwa położeń zbliżało go do mnie: był to syn starego Tatara Azulewicza, człowieka ubogiego, samém pochodzeniem swém skazanego na prześladowanie, ubóztwem na upokorzenie. Nie ma nic nielitościwszego nad dzieciństwo: mimo pokory, cichości, potulności Azulewicza, w klassie był on przedmiotem szyderstw nieustannych, naigrawań, figlów, a prześladowanie to powiększały częste jeszcze żarty nauczycieli nieostrożnych, to z powodu wiary, to z twarzy niepozornéj, to z niepoprawności języka ucznia. Obaśmy cierpieli, a ja, choć uczyłem się nieźle, skutkiem rozporządzeń ojca bojącego się mojéj miłości własnéj, zawsze prawie na ostatniéj siadywałem ławie, gdziem się z równie nieszczęśliwym Azulewiczem spotykał; ztąd pierwsza znajomość, potém przyjaźń. Tatar był mi tak wdzięczen jak jeszcze nikt na świecie. Ja jeden tylko podawałem mu rękę, mówiłem z nim, chodziłem, broniłem go w potrzebie, i nie wstydziłem się braterstwa z biedakiem. Miał on ojca staruszka, dziwną postać wojaka, który zszedł na niańkę. W dość późnym wieku Pan Bóg mu dał to dziecię: matka zmarła, a stary wyhodował je sam, wychuchał, teraz w szkole sam mu bakałarzował, dozorował go, uczył się z niém razem. Niegdyś był to żołnierz, jak wszyscy prawie u nas Tatarowie; ale w potyczce jakiejś przecięto mu rękę prawą tak, że choć mu się została, władać nią już nie mógł. Ożenił się tedy, osiadł na wsi na małym zagonie i powrócił do życia rolniczego. Ale tu żona zmarła, chata osmutniała, a dziecię potrzeba było wychować; Azulewicz przeniósł się więc do miasteczka, kupił małą dominę, żył nadzwyczaj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.
107
JASEŁKA.