Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

108
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ubogo, a całą swą siłę, mienie, serce i staranie, skierował na wychowanie jedynaka.
Resztę czasu poświęcał czytaniu ksiąg swoich mahometańskich, w których jakąś rozrywkę znajdował. Był to poczciwy, łagodny i cichy człowiek, a mimo tego dla pochodzenia i wiary pogardzony, i jak to u nas często się dzieje, odepchnięty przesądem, dla tego, że przed stami lat jego rodzice z dala tu przyszli szukać opieki i gościny. To, co z młodym Mahometem w szkole, robiono w życiu codzienném z Azulewiczem: szydzono z jego zagłębiania się w Alkoranie, z modlitwy przejętéj, z przywiązania do dziecka nawet; a gdziekolwiek wszedł, pewien był, że go nie minie urągowisko z wieprzowiny, z obrzędów dla niego pamiątkowych i szanownych, z samego nawet prawodawcy, jego klaczy i t. p. Dlatego usunął się od ludzi, żył samotnie, a dziecko swe tém bardziéj pieścił, im ludzie dla niego byli niesprawiedliwsi...
Parę razy obroniwszy Azulewicza, stałem się dlań przyjacielem od serca; chodziliśmy odtąd razem, a chłopak przysiągł mi wiarę i przyjaźń dozgonną. Wracając ze szkoły, zaproszony do ich dworku, poznałem się ze starym ojcem, który mnie przyjął ze łzami; rozpytywał, pocieszał, i stał się także dla mnie przyjacielem i powiernikiem. Byłem nieco starszy od jego syna: mnie go Azulewicz zwykle powierzał, chodziliśmy w parze, nierozłączni. Stary Tatar i panna Izabella osładzali mi życie; ale ich powolność dla mnie, jeszcze surowość ojca wydatniejszą czyniła. Litość ich pomnażała moją niecierpliwość; potakiwania i pobłażanie wyrobiły powoli we mnie poczucie niesprawiedliwego ucisku, oburzenie, chęć uwolnienia się z pęt żelaznych.