Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

110
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

domku drugiego towarzysza, gdzie czasem znajdowałem pannę Izabellę, i tam już otwarcie mówiliśmy, radzili o ucieczce mojéj.
Przyśpieszyły ją i popchnęły ku temu dwie głównie przyczyny: zrobiłem mały dług, o którym dowiedział się ojciec, i jednego dnia późniéj niż zwykle powróciłem do domu, o czém mu doniesiono, nie objaśniwszy, żem się z towarzyszami przygotowywał do zbliżających się egzaminów. Zapowiedziano mi więc, że za to na święta nie pojadę, odjęto małą pensyjkę, osadzono na chleb i wodę. Byłem już dorastającym chłopakiem, a środki tego rodzaju okrutnie mnie upokarzały.
Płaczącego prawie spotkał Azulewicz, który chodził za miasto płakać także na mogile syna. Wziął mnie stary do domu; a gdym mu nieszczęście moje opowiadać zaczął i nadmienił o ucieczce, nietylko mnie nie odwiódł od tego, ale przekonany, że ojciec istotnie mnie nienawidzi, począł szukać sposobów, jak by mi w tém dopomódz.
Przyjeżdżał co rok na Wołyń znajomy mu z Krymu, może powinowaty, niejaki Mustafa Seferowicz. Często zostawując tabun swój w Berdyczowie, dobiegał do Pińska dla widzenia się ze starym Azulewiczem, a z końmi przewędrowawszy część naszego kraju, znowu do Krymu powracał. Azulewicz poznał mnie z nim: ztąd myśl zbiegnienia do Krymu. Przyznałem się do niéj przed panną Izabellą, która mnie wcale nie wstrzymując, ofiarowała jeszcze pomoc pieniężną, jeślibym jéj potrzebował. Zapaliła mi się tém głowa, a gdy ojcowska surowość coraz bardziéj dolegała, plan został osnuty w chwili. Seferowicz obiecał mnie zabrać z sobą, na miejsce chłopca do koni, który mu był zmarł w drodze. Ażeby ślady ucieczki zatrzeć,