Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

111
JASEŁKA.

rzuciłem odzież moją nad wodą, gdzie ją późniéj znaleziono, a sam opatrzony w zapas grosza przez pannę Izabellę, najprzód czółnem najętém, przebrany dostałem się do osady Sernickiéj, potóm lądem na furze chłopskiéj dobiłem się do Berdyczowa. Ażeby się nie domyślano i nie wysłano pogoni, któréj spodziewaliśmy się wszyscy, Seferowicz nie brał mnie z sobą, aż dopiero w Bałcie, gdzieśmy już całkiem byli spokojni.
Życia, które tu prowadzić zacząłem, opisywać nie będę. Nie odpowiedziało ono nadziejom moim, ale z razu miało dla mnie wiele uroku.
Nie była to swoboda, o jakiéj marzyłem, bo takiéj nie ma na świecie; ale ze stosunków niewolnika względem pana życia i śmierci, zszedłem na daleko znośniejsze obowiązki sługi poufałego. Seferowicz był prosty, gburowaty, ale poczciwy człowiek; ludzie jego, jeszcze mniéj okrzesani: mnie książka i szkoła czegoś już więcéj żądać nauczyły. Ale życie to stepowe podobało mi się, choć w niém i pustka była wielka; a podróż, pochód przez kraj nowy, przygody drogi, noclegi pod gołém niebem, nawet ostrość tego tatarskiego obyczaju, i głód, który znosiłem, wiedząc jego przyczynę, nie tyle mi ciężyły. Takeśmy powoli doszli aż do Krymu, i przebywszy nieznośnie długą pielgrzymkę ziemiami, które w końcu naprzykrzyły mi się, bom po nich więcéj obiecywał sobie, dostaliśmy się do południowego brzegu, na pierwszy rzut oka pięknego i uroczego jak raj.
Tu w orzechowych sadach, na górze, miał Seferowicz biały domek, a raczéj chatę, gdzie z liczną mieszkał rodziną. Widok tego kraju, cudów natury nieznanéj mi a majestatycznie pięknéj, nowego obyczaju, z razu mnie oczarował. Ale potrzeba było uczyć się