Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

112
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

języka nowego dla mnie, nawykać do żywota więcéj niż prostego, łamać się z uprzedzeniami Tatarów, którzy spoglądali na mnie niechętnie, choć Seferowicza miałem za sobą. Dla reszty byłem brudnym Giaurem, a téj nienawiści i wstrętu, której Azulewicz doznawał u nas, ja tu nawzajem doświadczyć musiałem, jeszcze się dotkliwiéj często wyrażającéj. Swobodę miałem wielką, alem się z nią męczył okrutnie. Poczułem zaraz, że i tu nie wytrzymam, i tęsknota do kraju, do mowy, do twarzy, z któremi się zrosłem, pędziła mnie od tych laurów, od gór, od morza, które było tak piękne, a po za które uciekając myślą, nie miałem kogo tam gonić. Przebyłem w Krymie póty, póki tęsknota nie urosła prawie do choroby, do zgryzot. Seferowicz postrzegł, że mnie tu przyswoić nie potrafi, choć szczerze nad tém pracował...
Z jednym Ukraińcem zwiedzającym Ałusztę, dostałem się jak prosty chłopak do Odessy. Dziwak to był, ale serce miał dobre, jak u nas większa część ludzi; instynkta miał poczciwe, a głowę przewróconą. I jemu tatarskie najprzód, potém czumackie smakowało życie... Spotkaliśmy się na Czatyrdahu. Przemówiłem do niego znajomym językiem, alem zataił moje dzieje; dobył ze mnie tylko wielkiéj do kraju tęsknoty, a że chorował właśnie na ukochanie stanu natury i powrot do prostych obyczajów, porozumieliśmy się łatwo. Zabrał mnie z sobą. W drodze osnuliśmy najpiękniejszy w świecie projekt prowadzenia życia w stepie, z końmi razem i książkami, ożenienia cywilizacyi z naturą, hartowania się do czynnego życia i t. d.
Ale przyjechawszy z nim do Odessy, spostrzegłem już, że przyszły syn przyrody, co tak miał twarde