Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

113
JASEŁKA.

wieść życie, przedzierzgnął się tymczasowo na eleganta: balował, hulał, i dopiero gdy mu pieniędzy i kredytu nie stało, ruszył nareszcie na wieś razem ze mną. Był to sierota i jedynak bogaty. Wróciwszy na wieś, zajął się powoli doprowadzeniem planu swojego do skutku; ale na tém się skończyło, żeśmy grywali, czytali po dniach i nocach, a ja za dwóch jeździłem konno, polowałem i koniuszowałem przy piękném jego stadzie. Panicz zawsze na jutro początek hartowania się odkładał.
Nie wydawałem się przed nim wcale kim jestem, przezwałem się Janko Zbój, i podniesiony przez niego zostałem do stopnia bohatera romansu. Nie powiem, żebym nie był rad z mojego stanu. U niego zetknąłem się z całą podobnych jemu młodych ludzi czeredą, którzy prawiąc nieustannie o harcie, zapijali szampana, zjadali przysmaki, jeździli konno czasem i uganiali się z chartami po stepie; ale dogodziwszy młodzieńczéj fantazyi, szczebiotali potém po francuzku w salonach, i w glansowanych rękawiczkach lepszą część życia spędzali.
Mnie tam dosyć było dobrze. Podbudzony do urzeczywistnienia myśli mojéj, bujałem swobodny, utworzywszy sobie życie całkiem nowe. To, co dla nich było wyjątkowém, dla mnie stało się zwyczajem. Ubrany w prostą odzież chłopską, dzień spędzałem w stepie, na koniu, z prostym ludem; potém wieczory u fortepianu, z książką lub w towarzystwie młodzieży, która sympatyzowała ze mną, ale tak znowu surowo spełniać co się jéj piękném wydawało, nie była w stanie. Jadłem tylko proste potrawy, nie pijałem nic, wstrzemięźliwość i surowość moja zjednały mi