go tak znał, żem tu sobie nadziei długiego pobytu budować nie mógł. Wychowanie i jedynactwo tak go zepsuły i rozbujały, jak mnie ucisk i surowość, ale w inny sposób.
Chęci miał najlepsze, wytrwania w niczém; przy dobrem sercu fantazyę, kaprysy i dumę niewypowiedzianą. Rzadko z kim w zgodzie wytrwał długo; ze mną z wielu powodów trzymał się jeszcze, ale jużeśmy kilka żwawych mieli utarczek, i wiedziałem, że się to prędzéj czy późniéj skończy jakąś awanturą.
Życie w téj ukraińskiéj rezydencyi, wystawionéj świeżo, bo dopiero przez ojca Gerarda, który na dzierżawach z małego człowieka doszedł obrotami i pracą do milionowego majątku — tak szło oryginalnie, jak oryginalne było to obozowisko, w którém mieszkaliśmy.
Zasipowce, wieś ogromna, do ośmiuset dusz licząca, w czarnéj ziemi położona, nad kilku ogromnemi stawami, w zielonych sadach — miały obszerne niezmiernie i rozległe pola. Oprócz tego należały do nich dwie inne wioski równie ludne i bogate. Stanowiło to klucz, który, jak sądzę, ze dwakroć sto tysięcy przy złém gospodarstwie mógł robić dochodu, a kupiony był przez ojca Gerarda za niespełna tyle co dawał intraty, i to wypłaconego nabytemi długi i kapaniną. Ojciec, gospodarz skrzętny i zabiegły, zostawił tu synowi stada koni, owiec, gorzelnie i co tylko było potrzeba do użytkowania ze ślicznego dziedzictwa tego, tylko domu nie miał czasu zbudować.
Mieszkaliśmy więc w folwarku starym, do którego różnemi czasy doklecono kilka salonów i pokojów, pod słomą, z dziedzińcem gołym i bez drzewka. Założony na górze ogród i fundamenta pałacu, zostały jak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
115
JASEŁKA.