Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

120
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

chrowania z sumieniem. Czyśmy łagodniejsi w istocie? czy tylko na pozór? czy mniéj namiętni? czy jaśniéj widzimy stosunek społeczny z góry niżeli oni z dołu? Ale tém cię nudzić nie będę — dodał Jerzy.
— Długożeś się tak włóczył po chatach? spytał Otto.
— Kilka miesięcy, rok może... a ręczę ci, że mnie tam przyjmowano gościnniéj może, z większém zaufaniem i wiarą, niż w innych sferach... a tak mi było swobodnie, tak dobrze w tém życiu, że go nigdy nie zapomnę. Trochę tylko tęskniłem po książkach, po rozmowach wznioślejszéj treści, bom sobie z nich w domu Gerarda, gdzie różny świat bywał, zrobił nałóg i potrzebę... Otoż masz całą prawie treść mego żywota. Z chat wieśniaczych znowu potém przyszło mi zajrzeć do dworu. Poznałem się z ukraińskim dzierżawcą, który chodził w kożuszku, lubił myśliwstwo i zdał mi się ciekawą postacią, graniczącą miedzy ludem a szlachtą, mającą cnoty obojga. Był to człek już niemłody, który trochę z szablą po świecie się uwijał, szparki, żywy, wesoły, nie lubiący fraka i salonu, kochający stepy, naturę i chatę swoją. Ten namówił mnie, abym się do niego przeniósł, a że miał chłopaka wyrostka do nauki, uprządł sobie, abym go uczył; na co wreszcie przystałem, bo mi już grosza zupełnie brakło. Z ojcem tedy polowaliśmy, śpiewali piosnki rusińskie, uganiali się na koniach; z dzieckiem siedzieliśmy nad książką; a że była i córka, i fortepian, więc grywałem także, i czas mi schodził szybko a wesoło. Lucynicz byłby mnie jak najdłużéj trzymał, i zgodziłbym się z nim może; ale po roku znowu, moja postać, nazwisko, brak zupełny papierów i nieszczęśliwe jakieś podejrzenia o stosunki z wieśniakami, ściągnęły na mnie