Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

125
JASEŁKA.

— Nic! nic! jw. panie, tylko chęć oglądania tego, po kim razem z jw. hrabią wyleliśmy tyle łez, rozmawialiśmy poufnie tyle razy... chęć służenia jw. panu... Trzeba albowiem wiedzieć, że byłem przez hrabiego użyty do poszukiwania śladów naszéj straty, które, jeśli się znalazły, chociaż do niczego nie posłużyły (w czém wina nie moja), mnie to był winien, nie pochlebiając, jw. hrabia. Tenże jw. hrabia znał mój los, życie poświęcone dla dobra ogółu, ideę, dla któréj pracowałem; zaszczycał mnie swém zaufaniem, w spierał radami... a! o! a!
I począł wzdychać — ale wtém wniesiono śniadanie, a z niém weszła flaszeczka starki.
Oczy Mąkiewicza zajaśniały. Postawił kij, powiesił na nim czapkę, a cicho zbliżając się do stołu, przygięty wpół, kiwając głową, drżącą rękę wyciągnął do flaszki, nalał i wychylił dwa jeden po drugim kieliszki.
Jerzy stał zdumiony.
— Jw. panie, odezwał się splunąwszy i zakąsiwszy chlebem z solą Mąkiewicz: niech to jw. pana nie dziwi, że nieszczęsna losu ofiara, tak chciwie rzucam się ku téj zgubie rodu ludzkiego, ku téj truciźnie, gorzałce. Ale potrzebuję żyć, sił mi braknie, a przytém przez poświęcenie dla dobra ogółu, czystość zamiarów i nieskazitelność charakteru...
Plótł już bez związku, ale jako kommentarz porwał buteleczkę, kieliszek, nalał i wypił raz trzeci. Jerzy zmarszczony odszedł parę kroków.
— Pozwól jw. pan, nim tajemnicę moją mu objawię, z którą tu przybyłem, trochę się pokrzepić. Siły utraciłem...