Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

126
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale cóż pana tu sprowadza? zapytał zniecierpliwiony Juraś.
— Najprzód, drogi, nieoceniony panie, pragnienie widzenia i oglądania go...
Chciał pocałować w ramię Jerzego, ale ten się cofnął.
— Potém ogromnie wielka tajemnica, któréj nie mogę inaczéj objawić, aż podjadłszy. Umysł mój skołatany nieszczęściami publicznemi, dotknięty tylu klęskami osobistemi, tylko pod gorącym naciskiem téj nieprzyjaciołki rodu ludzkiego, kotłówki, ożywia się cokolwiek.
Jerzy milcząc patrzał na opoja, który przecię nabrawszy wstydu, otarł usta i zbliżył się do niego tajemniczo.
— Nikt tu nas nie posłyszy? spytał.
— Nikt.
— A! bo świat pełen jest nieprzyjaciół, zasadzek i szpiegowstwa. Pewien pan jesteś?
— Zupełnie.
— Gardło bowiem ryzykuję, rzekł z czkawką Mąkiewicz; a wrogi, które się na mnie nasiadły... ale to mniejsza... rzecz idzie o jw. pana...
— O mnie? spytał Jerzy.
— Tak jest. Nie dosyć, że jw. pana wyzuli z fortuny, jeszcze czyhają na jego życie, zastawiając sidła.
— Na moje życie? śmiejąc się zawołał młody chłopiec: na moje?
— Otoż to niewinność lat młodzieńczych, która w bezeceństwo i złość ludzką nie wierzy! Ale przekonasz się jw. pan...