chetność i prostotę. Patrząc na ciebie, wierzy się w ludzi i uszlachetnia... Daruj tych słów kilka. Pan pokazałeś mi drogę, teraz i ja widzę jaśniéj: być ubogim, ale czystym.
— Tak pani, czystym lub nie żyć! zawołał Jerzy z zapałem.
W kilka chwil potém Jerzy już był na drodze do Zarubiniec; ale wieczór był późny, gdy tam przybył, spali już wszyscy, musiał więc zanocować w karczmie, i rzuciwszy sobie garść słomy pod głowę, usnął spokojnie jak zawsze, marząc o Anecie i Loli.
Gdy się obudził, ranek już był dobry i godzina, w któréj w pałacu stawić się godziło. Naprędce więc ogarnąwszy się tylko, poszedł ku dworowi.
Z dala już postrzegł Malczaka, który w kaftaniku stojąc przy drzwiach, z krzywą gębą, fajeczkę palił, a poznawszy go widać, znikł zaraz jak kamfora, pozostawiwszy sługusa jakiegoś na swojém miejscu.
— Chcę się widzieć z hrabią, rzekł Jerzy; dajcie mu znać.
— A to ja nie wiem, trzeba będzie chyba przez Malczaka dać znać.
— Mów komu chcesz.
Jerzy wszedł do salonu. Pusto tu było i puściéj niż wówczas, gdy mieszkała hrabina. Choć na dole rzadko przebywała, schodziła jednak czasami, ślad jakiś przejścia zostawując po sobie: kwiatek, książkę, robotkę. Teraz w salonie pył szary okrywał wszystko, okna były pozamykane, powietrze duszne. Juraś przypomniał sobie ów koncert w téj saméj sali, wieczór pamiętny w jego życiu, pierwsze wejrzenie na Lolę, wzrok ojca, i wiele a wiele rzeczy, które się z téj chwili wysnuły.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.
141
JASEŁKA.