niegrzecznie jest mianować po imieniu, chyba dla tego może. żeby się kto nie poczuł do pokrewieństwa.
Jak z tego, tak prostego człowieka, wyszedł taki wykwintny młodzieniec, trudno pojąć; stało się wszakże, że stary Bączyński starając się, jak to nieraz bywa, zrobić z syna coś lepszego od siebie, dając mu wychowanie bardzo świetne, niespodzianie uczynił z niego jakby nie swojego syna i istotę, która do skromnéj kolebki, z jakiéj wyszła, niebardzo się miała ochotę przyznawać.
Emilek był tak dystyngowany, tak ślicznie mówił po francuzku, tańcował tak pięknie, jeździł konno tak śmiało, miał upodobania tak arystokratyczne i stosunki również od młodości tak pańskie, iż mu już nie wypadało czémś inném zostać tylko paniczem. Była w tém maleńka trudność, gdyż ojca jego, poczciwego Bączyńskiego, znali wszyscy i o pochodzeniu jego skromném dobrze naokół wiedziano; ale kiedy komu Pan Bóg da twarzyczkę i głosik, obyczaj i manierę pańską, a fortunę przytém, reszty się już jakoś dorobi. I tu się tak stało. Szperając w papierach, gdyż bardzo lubił genealogię, Bączyński niespodzianie odkrył, że rodzina jego należała do najstarszych w kraju, a nieszczęściem tylko, które i szlachtę spotyka, tak podupadła, że ojciec jego sługiwać musiał. Okazało się jawnie jak na dłoni, że Bączyńscy z Bączyna na Kurzéj Woli i Stawiszynie, herbu Leliwa (nawet), byli w Rzeczypospolitéj bardzo zasłużeni, że jeden Bączyński za Zygmunta Augusta był podkomorzym królewskim, że inny za Batorego rotmistrzował pod Pskowem, że za Zygmunta III, o mało inny znów nie został kasztelanem, a potém, a potém — jakaś fatalność
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.
148
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.