zaczęła ciążyć na rodzinie. Mówiono po cichu, że była waśń między braćmi, że ktoś kogoś w pojedynku ranił, że niebłogosławieństwo boże spadło na nich do dziesiątego pokolenia... Z papierów też okazały się świetne kolligacye z Sobieskimi, Leszczyńskimi, Opalińskimi i z całą przez nich Polską pańską i szlachecką. A że, gdy kto szpera dobrze, zawsze się czegoś dobadać musi, w ostatku Emil Bączyński miał wielkie podejrzenie, że jeden z cesarzów Habsburgów, w poselstwie wysłanemu do Wiednia, dla traktatów o Maksymiliana, Albertowi z Bączyna Bączyńskiemu nadał hrabiowstwo, które tylko lapsu temporis i dla ówczesnéj równości szlacheckiéj zaniedbane zostało.
Miał więc prawo w skutek silnego prawdopodobieństwa pan Emil kazać wyryć na swéj pieczątce koronę hrabiowską; a choć tylko lokaj z początku nazywał go hrabią, choć drudzy nieprzyzwoicie się śmieli z tego — koniec końców był już silny prejudykat do hrabiowstwa. Z takich pogłosek, jak z potwarzy, zawsze coś zostaje. Jeszcze jedno lub dwa pokolenia, a miało się to utrzeć i przejść do rzędu faktów spełnionych, a zatém nieodwołalnych.
Wprawdzie w towarzystwach arystokratycznych, wspomnienie o tym tytule wzbudzało uśmieszki na pięknych usteczkach hrabiów i hrabiątek; ruszano ramionami, ale Emila przyjmowano wszędzie, i nie szkodziło mu to wcale, owszem... Dowiedziona rzecz, że kto ma odwagę przenosić jakiś czas taką śmiesznostkę na plecach, nagradza mu się ten stoicyzm potém poważaniem powszechném. Trzeba cierpieć, by być pięknym, powiada francuzkie przysłowie.
Emil zresztą był śliczny, dobrze wychowany i wydelikacony bardzo; więc ta jego dystynkcya zacierała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.
149
JASEŁKA.