prosto, ażeby krochmalnych kołnierzyków nie wbić sobie w gardło, — i nie wiem już o czém mówiono. Lola postrzegłszy Jerzego, zerwała się, zarumieniła; hrabina się uśmiechnęła. Emil niespokojny, na widok jego powstał; ale rzuciwszy tylko okiem na tę postać energiczną, silną i wcale niedystyngowaną, a w stroju nadto prostym, z wyrazem nieprzyzwoitéj na czole i ustach szczeroty, usiadł zmieszany, nie sądząc, żeby to było warte uwagi.
Powitano się serdecznie.
— Synowiec nasz — zaprezentowała hrabina — pan Jerzy Góra. Pan Emil Bączyński...
Obu nie dodano hrabiowstwa.
Panowie skłonili się sobie grzecznie z daleka.
— Bardzo miło mi.
— Bardzo mi przyjemnie.
Jeszcze raz skłonili się i usiedli. Jerzy uczuł jakby go kto zimną oblał wodą; a Emil nieco ku niemu zawróciwszy głowę, sztywnie i ostrożnie zapięty, oczekiwać się zdawał rozmowy. Charaktery oba, jak dwa sprzeczne pierwiastki, od razu odtrąciły się. Poczuli, że się z sobą nie zgodzą. Emilowi Jerzy wydał się karykaturą; Jerzemu Emil obrazkiem z dziennika mód. Nie mogli trzech słów przemówić do siebie. Hrabina siedziała skłopotana, Lola z uśmiechem porozumienia coraz spoglądała na kuzynka.
— Jakież śliczne mamy lato!
— Co za pora przyjemna!
— Ale dziś gorąco ogromnie.
Te i tym podobne preludya zwiastowały rozmowę nieobfitą w myśli. Pan Emil jakoś przecię skorzystał z niéj, by się dostać do Paryża, południowéj Francyi i Włoch, o których mówił często głosikiem pieszczot-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
151
JASEŁKA.