macierzyńską piersią, bo postrzedz nie mogła, że tych dwoje dzieci bliżéj siebie stoi niż sądziła. Na twarzy Loli błyszczało rozpromienione szczęście, był jakby rozkwit wejrzenia i uśmiechu, z dziecka nagle stała się kobietą: tak jeden pocałunek wiele nowego wlał w nią życia.
— Od ciebie, moja Lolu? od ciebie?
— Ja mu oddam co będzie mojego, a mnie Jerzy nie odmówi!
Jak winowajca Juraś spuścił oczy.
— Doprawdy? spytała matka.
— Życiabym Loli nie odmówił, rzekł młody chłopak.
— A! dzieci! dzieci! szepnęła hrabina, i zamyśliła się nagle jakoś chmurno, jakoś niespokojnie, ale już było po czasie.
Jeszcze godzinę długą, która im przeleciała jak błyskawica, mówili z sobą i siedzieli, aż Jerzy oznajmił w końcu, że powołany przez starą przyjaciółkę ojca, musi jechać do Pińska, że wstąpi do Horycy dla odwiedzenia sług starych, i za parę tygodni spodziewa się powrócić.
— To dobrze, szepnęła cicho Lola; bo choć ja ciebie nie zobaczę, ale i Aneta widzieć nie będzie.
Matka dosłyszała.
— Co mówisz, Lolu?
— A! to sekret, mamo: nie chcę, żeby Jerzy nadto często bywał u Anety; wiem, że ona w nim szalenie się pokochała, i boję się.
— A jeśli on ją kocha także?
Lola potrzęsła główką.
— Ja tego nie chcę; on mnie tylko kochać powinien... ja jestem zazdrosna o niego.
— Jak to! siostra?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.
158
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.