Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

158
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

macierzyńską piersią, bo postrzedz nie mogła, że tych dwoje dzieci bliżéj siebie stoi niż sądziła. Na twarzy Loli błyszczało rozpromienione szczęście, był jakby rozkwit wejrzenia i uśmiechu, z dziecka nagle stała się kobietą: tak jeden pocałunek wiele nowego wlał w nią życia.
— Od ciebie, moja Lolu? od ciebie?
— Ja mu oddam co będzie mojego, a mnie Jerzy nie odmówi!
Jak winowajca Juraś spuścił oczy.
— Doprawdy? spytała matka.
— Życiabym Loli nie odmówił, rzekł młody chłopak.
— A! dzieci! dzieci! szepnęła hrabina, i zamyśliła się nagle jakoś chmurno, jakoś niespokojnie, ale już było po czasie.
Jeszcze godzinę długą, która im przeleciała jak błyskawica, mówili z sobą i siedzieli, aż Jerzy oznajmił w końcu, że powołany przez starą przyjaciółkę ojca, musi jechać do Pińska, że wstąpi do Horycy dla odwiedzenia sług starych, i za parę tygodni spodziewa się powrócić.
— To dobrze, szepnęła cicho Lola; bo choć ja ciebie nie zobaczę, ale i Aneta widzieć nie będzie.
Matka dosłyszała.
— Co mówisz, Lolu?
— A! to sekret, mamo: nie chcę, żeby Jerzy nadto często bywał u Anety; wiem, że ona w nim szalenie się pokochała, i boję się.
— A jeśli on ją kocha także?
Lola potrzęsła główką.
— Ja tego nie chcę; on mnie tylko kochać powinien... ja jestem zazdrosna o niego.
— Jak to! siostra?