Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

159
JASEŁKA.

— Trochę jak siostra... zresztą, ja nie wiem... Możebym popłakawszy odstąpiła go innéj: Anecie nigdy.
— Czemuż nie Anecie?
Lola milczała trochę.
— Jestem zazdrosna. Aneta kochać nie umie: czuję to w duszy mojéj. Zresztą, może to wszystko dziwactwo. Juraś dziwak, to i ja mogę być także trochę dziwaczką.
Ale noc się zbliżała, i Jerzy nareszcie odjechać musiał. Pożegnał matkę, potém Lolę, która w długiém ściśnięciu trzymała jego rękę, potém wzrokiem przykuła go jeszcze do siebie, potém pod pozorem jakiegoś rozkazu wybiegła przeprowadzić go w ganek, i nie puszczając jeszcze, szepnęła przy rozstaniu:
— Jerzy! jam dziecko, nie prawdaż? ale cię kocham!
— Znajdęż słowo, aby ci odpowiedzieć? Tyś moja, ja twój jestem na zawsze! na zawsze!
— Pamiętaj! na zawsze! na zawsze! Bóg słyszy, a gdybyś mię opuścił, przysięgam ci, jabym umarła.
I znikła mu z oczu.
Nie wiem czyśmy tę scenę niespodzianą i dziwną a nagłą potrafili odmalować jak ona zajaśniała w życiu Jerzego, czystą i niewinną, jasną i piękną prostotą swoją.
Lola uległa szybko gwałtownemu uczuciu, które rachować nie miało; pierwszemu rozkwitowi miłości, która poczęła się wybuchem i wybuchem objawić musiała. Jerzy pojął teraz, że kochał ją od chwili gdy zobaczył, równie gwałtownie; że rozmysł tylko, obawa, przyzwoitość, wstrzymały go od przypuszczenia, że to mogła być miłość, od rzucenia się jéj na szyję z tym wykrzykiem: „Kocham ciebie!“