— Regentowicz Lacyna... no! Lacyna! rzekł Paweł zażywając tabaki — ten co tu mieszka, to wiadomo, rezydent. Tamby się z nim może dało o interes porozumieć; a czy koniecznie pana samego turbować?
— Koniecznie! koniecznie! zawołał uparcie Szperka, który się lękał, żeby go kto nie uprzedził. Tu chodzi nie o fraszki, ale o cały pański majątek.
Paweł niełatwowierny, bo stary, źle wniósł z téj przesady i gorączki, ale poszedł znowu do pana.
— To proszę pana — rzekł — jakiś furfant, plecie nie wiedzieć co: interes pilny, gardłowy, jakoby o cały majątek, a przysięgnę, że wydrwigrosz, bo i zézem patrzy...
Juraś wstał i otworzył drzwi, nie czekając więcéj.
Szperka czekał niecierpliwy. Począł od tysiącznych ukłonów, które grzbietowi jego nadały najpiękniejsze zgięcia i Hogartowskie linie; frak tylko zbyt szeroki nie dawał ich ocenić.
— Mam honor przedstawić się jw. panu: Aleksander Szperka, z bardzo ważnym i pilnym interesem.
— Słucham pana — rzekł Jerzy obojętnie.
— Okoliczności, które mnie tu sprowadzają, chociaż chwalić się nie lubię i brzydzę się wszelkim fałszem, są téj natury, że moje natręctwo zupełnie uniewinniają. Prawo stawi nas — gdyż mam szczęście być policzonym do zajmujących się prawem — jako stróżów bezpieczeństwa osób i własności; obowiązkiem naszym jest biedz z pomocą uciśnionym i pokrzywdzonym...
— Ale ja nie sądzę, bym kogo ucisnął i pokrzywdził?
— Dość spojrzeć na pana, aby tego być pewnym, gdyż szlachetne jego oblicze... przerwał Szperka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
9
JASEŁKA.