Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

177
JASEŁKA.

żyła się do niego biedna kobieta, któréj rysy młodego chłopaka żywo przypominały i nadzieje młodości, i przykry zawód, jakiego doznała. Poważnie, smutno podała mu rękę i posadziła przy sobie. Długo nie mogła wyrzec słowa.
— Pamiętasz mnie? spytała wreszcie.
— Wdzięczne uczucia nigdy się nie zacierają, odparł Jerzy. Pamiętam dobrze, gdy ojciec umyślnie mnie ze zbytnią surowością wdrażał do życia, paniś mi je starała się osłodzić.
— Dziś, gdy on już w grobie, przerwała panna Izabella: na téj świeźéj mogile wszystko potrzeba zapomnieć i przebaczyć. Znałam ojca twojego od bardzo dawna i z blizka; była chwila w mojém życiu, gdym się spodziewać mogła, że losy wspólne nas połączą. Bóg i on chcieli inaczéj. Jam pozostała wdową bez męża, sierotą na zawsze, i bardzo biedną. Nie obwiniam go; obojeśmy byli winni: on sercu nie wierzył, ja nadto rachowałam na nie... Wszystko to dziś sen, przeszłość, marzenie; zostały tylko obowiązki, o których mówić potrzeba. Ja starzeję... rodziny nie mam... dodała powoli. Jerzy, chcesz-li być synem dla mnie i dzieckiem serca mojego?
Jerzy nie wiedząc co odpowiedzieć, ucałował jéj rękę w milczeniu.
— Nie miałeś ojca, chcesz-li choć późno odzyskać matkę? Możem ja przyczyniła się do wydarcia cię ojcu, ojca tobie: niech ci się sercem matki wypłacę, Wiem wszystko, kończyła żywo: twoje poznanie z nim. ostatnie chwile hrabiego, pojednanie wasze, testament i to, coś ty uczynić sądził konieczném.
— Mógłżem inaczéj? spytał Jerzy.