Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

179
JASEŁKA.

pomniała sobie młodość, roiła sobie rodzinę, śniła, że ma syna.
Tu oczy panny Izabelli pierwszy raz od dawna zaszły rzewnemi łzami. Ujęła jego rękę drżącą, zdawała się błagać go, aby nie odrzucał téj ofiary.
— To co weźmiesz odemnie, da ci swobodę — dodała, — nie narzuca żadnej wdzięczności, bo nie mam komu przekazać mienia, sama go na nic nie potrzebuję i użyć nie umiem. Ale myśl tylko, czy ja ci nie będę ciężarem, czy zniesiesz starą, biedną kobietę u twojego boku?... Obyczaje moje samotne, siedzę zamknięta, lubię jedną muzykę: ona mnie przy życiu trzymała... Godzinę jakąś tylko w dniu dasz dla mnie, taką jaka ci zbędzie, z którą nie będziesz wiedział co robić.
— Czyń pani jak jéj się podoba.
— Przyjmujesz więc? możeż to być? ty przyjmujesz?
I wstała z oczyma wyjaśnionemi, chcąc go ucałować w ręce z takiém uczuciem, że chłopak cały przejęty ledwie miał czas się usunąć i drżące jéj ucałować dłonie.
— Nie sądź — dodała żywo — bym stara i znudniała miała ci być ciężarem. To szczęście, którego mi dasz rzeczywistość, cenię drogo i poszanuję; będę ci matką, radą, sługą, będę piastunką pokorną i cichą, ale mnie nie odpychaj. Nie wstyd ci będzie przyjąć od matki przybranéj trochę tego lichego grosza, który jéj na nic się nie przydał. Słuchajże teraz mnie jeszcze. Posłałam już do twojego stryja, aby u niego kupić Horycę; tam dla nas jest stary dom ojcowski. Dla mnie on będzie miłym i cichym przytułkiem. Hrabia sprze-