Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

197
JASEŁKA.

surową, wielką, cichą i spokojną, miłością jak moja, raz na wieki.
— Taką czuję w sobie.
— Nie pytam nawet cię: kogo?
Jerzy zakrył oczy.
— Siostra moja.
— Jak to siostra? któż taki? rzekł Otto.
— Znasz Lolę przecię.
— Znam, to źle... ale miłość się nie wybiera, rzekł powoli. A ona?
— Powiedzieliśmy sobie, żeśmy złączeni na wieki.
— Tak, sercami, odezwał się Otto; nie wiem czy dłonie się wasze połączą. Ani hrabina, ani hrabia nie pozwolą na to nigdy. Pokrewieństwo zbyt jest blizkie; prawo nawet kościelne związku takiego zabrania.
— Byłożby to prawdą?
— Jest tak! przygotuj się cierpieć i czekać.
— Będę czekał.
— Związki podobne nie są bezprzykładne, ale się z niemi łączy idea niebłogosławieństwa, ale im stawią przeszkody. Miłość to od razu namaszczona na cierpienie.
— Przyjmę je chętnie, rzekł Jerzy. Usta moje poślubiły jéj usta, dłonie się związały, serca zjednoczyły się na zawsze.
— Nic więcéj ci nie powiem, — kochaj! Ale chcesz rady? dodał zasmucony Otto: nie okazuj jéj zbytniéj miłości, abyś nie zwiększał bolu. Dziewczę to proste, szczere, pełne życia; w niéj miłość musi być raną krwawą, którą każde dotknięcie rozdraźnia.
— Nie mogę kłamać.
— Oddal się.