Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

199
JASEŁKA.

— Lola trochę słaba, odpowiedziała matka, unikając jego wzroku. Nic nie ma strasznego, jednakże musiałam ją położyć.
Rozmowa przerwała się, a co najboleśniéj dotknęło Jerzego, to zmiana hrabiny, którą nazywał matką, niedawno jeszcze tak czułéj dla niego, dziś ostygłéj, trzymającéj się na wodzy z uczuciem, aby go nie okazać, ze słowy, aby ich z ust nie puścić. Jerzy poznać jéj nie mógł; a ile razy szczerzéj, od serca przemówił, głos jego rozbijał się o chłód umyślny, o jakiś zimny opór obliczony, niepojęty dla niego. Nareszcie opowiadanie o pannie Moroszównie, o Horycy, o nowém życiu, o téj kobiecie która dla niego stała się matką, choć przedłużane umyślnie, wyczerpać się musiało. Jerzy czuł się w położeniu niespodzianém, jakby spętany. Nie mówili do siebie jak dawniéj, hrabina cierpiała sama widocznie, coś ich dzieliło i oddalało. Jerzy nie umiał sobie tego wytłómaczyć, ale i wytrwać w tém nie mógł.
— Stryjenko, rzekł wreszcie, zbierając się na odwagę: między ostatniemi memi a dzisiejszemi odwiedzinami i przyjęciem jest różnica, któréj nie mogę nie uczuć. Jam człowiek szczery i prosty, kłamać nie umiem i nie chcę, milczenie mnie męczy, mówmy otwarcie.
Hrabina długo popatrzała mu w oczy z zapytaniem, uśmiechnęła się jakoś niedowierzająco.
— Chcę wierzyć — rzekła — żeś szczery i poczciwy; ale niedoświadczenie jest czasem tak szkodliwe jak zdrada. Nie będę się taiła przed tobą: mam ci wiele do wyrzucenia.
— Mnie?