Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

216
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— E! co tam spać, rzekł, drapiąc się po głowie Malczak: czy to tam spać!
— A cóż?
— Człowiek przy jaśnie panu to się takich dziwów napatrzy a namyśli we dnie, że potém nocą ani oka zmrużyć. Koła mu po głowie chodzą, walce warczą, tryby piszczą...
— A no, to coś i ja tak śnię nieraz o moich machinach. Bieda, mój Malczak, tym, co pracują: trud ten szalony i we śnie ich nie opuszcza. Ot, patrz na tę gawiedź próżniaczą: jak to im dobrze, jak to śpi i tyje!..
— A w dodatku, jeszcze się z nas śmieją, dodał Malczak.
— A no! tak zawsze... Cóż na dworze?
— Skwar, jaśnie panie; duszno, słońce rano wstało, deszcz będzie we dnie: nie chybi, i w barometrze spadło.
— A no! a wiatr?
— Zachodni.
— Deszcz pewny. Żółtowski w domu?
— Był z rana, pojechał po gospodarstwie, bo u niego jak na deszcz się zbiera, pewnie kopy w polu.
— A już to prawda, ma szczęście ten człowiek... najniezręczniejszy w świecie.
— Kiedy nikogo nie słucha.
— Uparty i głupi, ale się człek do niego przyzwyczaił... przynajmniéj milczy.
Malczak się rozśmiał.
— We dworze nic nowego? spytał hrabia.
— Nie, proszę pana; nie słyszałem. (Tu chrząknął).