Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

218
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Mów, mów! ja rozeznam co prawda.
— Ludzie prawią, że pani przez dobroć serca swojego, bo to anioł, proszę pana, jak zaczęła się tak bardzo litować nad panem Jerzym a przyciągać go tam — słyszę, jeździł, jeździł, a płakali tam, a desperowali razem, aż i panienka się w nim słyszę... pokochała.
Hrabia rzucił się i wzdrygnął, a Malczak uląkł się sądząc, że nagle za wielką dał dozę.
— Co ty pleciesz?
— Ja też mówię, że to mogą być bajki.
— Oczywiście: brat stryjeczny, hołysz jakiś.
— Otoż to, słyszę, że i pani bardzo perswadowała, że to brat stryjeczny; ale panienka aż się od tego rozchorowała.
— Z tego się rozchorowała? Malczak!
— Mówią, że jakoby z tego, ale kto tam wie: może zaziębiła się siedząc z nim w ganku albo co...
— I cóż jeszcze?
— Koniec końców, że gdy ostatnim razem przyjechał pan Jerzy, wykłuła się cała historya: zmusili go, że dał słowo, iż bywać daléj przestanie.
— I to wszystko stało się tak, że ja o tém nie wiedziałem ani słowa, gdy chodzi o moje dziecko, o mój dom, o imię moje! Otoż to kobiety! otoż to puść je tylko same! A już, prawda czy nie, ludzie nas wzięli na zęby. Sama myśl przeraża! On moim zięciem! ten przybłęda, którego własny zaparł się ojciec, bez wychowania, bez wykształcenia!.. A potém jeszcze powiedzieliby ludzie, że czułem wyrządzoną krzywdę i chciałem mu ją wynagrodzić!
Hrabia mówił przerywanemi wyrazy, rzucał się i gniewał.