Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

229
JASEŁKA.

— Cicho? dla czego? spytała Aneta. Niech słyszy kto chce, on sam; co mi to szkodzi! On będzie moim! dobrym czy złym sposobem, dziś czy jutro, mieć go chcę i będę. Raz w życiu zabiło mi serce, i nie pozwolę, by uderzyło darmo! Rozpaczać nie myślę, rozpacz rozum odbiera; płakać nie będę, płacz oczy psuje; ale przysięgam, musi być moim! będzie!
Wyraz, z jakim te słowa wyrzekła Aneta, czynił je przerażającemi jak groźba śmierci. Szatan nie inaczéj musiał wypowiadać wojnę Bogu, niż ona wypowiadała ją ukochanemu. Matka przelękła się i zadrżała, tak straszne w téj chwili wydało jéj się własne dziecię.
— Co mówisz? na Boga! pomiarkuj się dziecko moje! zawołała.
— Stało się, przysięgłam i dotrzymam przysięgi. Jak? kiedy go mieć będę? nie wiem... ale będzie moim. Jeżeli się ożeni, wydrę go żonie; jeśli uciecze, dogonię; jeśli odepchnie — zabiję!
— Aneto! krzyknęła matka dostając spazmów: to szał! to okropność!
— Tak! to szał! spokojnie mówiła dziewczyna. Ja wiem... ale to nic nie pomoże: kocham go. A teraz, dodała zimniéj: proszę cię matko, żadnych w mojém imieniu starań, ani słowa, ani kroku. Jestem sama dość silna, by pokierować sobą, i zwyciężyć los, jeśli mi się oprze. Ani słowa ojcu, nikomu... Widzisz, żem zdrowa, przytomna, pewna siebie, spokojna; dość tego. Nie jestem dzieckiem. Wróćmy do gości.
I z twarzą, na któréj tylko lekki rumieniec dowodził świeżo przegorzałego uczucia, Aneta śpiewając jakąś piosenkę przeszła do salonu, usiadła przy Maksie, i spokojnie rozmawiać z nim poczęła o rzeczach obojętnych.