Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

230
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Nawiasem ktoś powiedział, że Lola chora, a Aneta mocno się nad jéj losem poczęła użalać.
— Nie daléj niż jutro pojedziemy do niéj, mamo.
— My! a pojedziemy.
— O! pojedziemy! dodał Jędruś.
— Ja tak kocham tę biedny Lolę, ten śliczny kwiatek naszéj doliny! dodała Aneta.
Maks natrącił coś o Jerzym, a dziewczę odezwało się obojętnie:
— Co to za szkoda, że tak zaniedbany, tak zdziczały, że tak późno wszedł w lepszy świat, wnosząc już weń nałogi i obyczaje innego życia!
— Jaki to rozum u téj dziewczyny! szepnął Jędruś; niech ją... anieli kochają! Ja zawsze mówiłem, że im się ta miłość jakaś przywidziała; przecięż sama mówi, że dziki... Ale one mnie tu mają za głupiego! Cóż robić!
Maks, który niedaleko widział, gdy nie o niego chodziło, dał się tak wziąć jak i drudzy. Jedna tylko matka jaśniéj to rozumiała, ale przerażona milczała.
Tak skończył się spokojnie wieczór, a nazajutrz pan Jędrzéj odebrał formalną dyspozycyę kazać zaprządz do karety cztery gniade konie, gdyż panie jechać miały do hrabiny.
Aneta wstała spokojna, tylko oczko jéj błyskało czasem jaskrawym ogniem przytłumionego gniewu. Ubrała się czarno, ułożyła twarz smutną, i zadysponowawszy ubiór dla matki, bo i to od jéj rozporządzenia zależało, punkt o drugiéj siadła do powozu.
Podróż minęła w milczeniu, a gdy wysiadły przed gankiem i weszły do salki, z razu nie zastały nikogo.
Po chwilce, nieubrana, z zapłakanemi oczyma, biedna hrabina wysunęła się zmieszana do swoich