Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

231
JASEŁKA.

gości; bo na wsi niepodobna ich nie przyjąć, choćby kto konał w domu.
— A! cóż to pani dobrodziejce? spytała Stasia: czy nie chora?
— Ja, nie; córka mi słaba. Pojmujesz pani niespokojność moją, odparła hrabina: jedyne dziecię!
— Cóż to takiego? przecięż nic groźnego?
— Nie wiem: dla matki wszystko jest groźne, moja droga pani...
— Teraz to panują katary, febry, i moja Anetka także przez dni kilka była dosyć niedomagającą...
— Mogę pójść zobaczyć kochaną Lolę? przerwała Aneta.
Hrabina zafrasowała się.
— Nie wiem, może zasnęła...
— Ja wejdę na palcach, nie zbudzę jéj, zobaczę tylko — takbym chciała ją widzieć! Proszę mi pozwolić trafię sama.
I nie czekając pozwolenia, wsunęła się Aneta z jedwabnym sukni szelestem jak wąż do ciasnych drzwiczek, przez pokoiki sunąc, aż do łóżeczka, w którém leżała chora.
Lola była na pozór spokojna, ale strasznie zmieniona. Oczka jéj choć suche, zdawały się świeżemi wypalone łzami; źrenice były powiększone, policzki wpadłe; pierś podnosiła się często i gwałtownie.
— A! cóż ci to jest, Loleczku! przybiegając da niéj zawołała Aneta: co ci to? chora jesteś?
— Tak, trochę...
— Wiesz, i ja byłam niezdrowa! dodała Aneta, siadając w jéj nogach; ale nam młodym tylko chcieć trzeba, aby się dźwignąć. Nie słuchaj tylko doktorów; zobaczysz, siły ci przybędą, byleś wstała.