— Wiedz, dziecię moje, że u nich przysięga, — kończyła dziewczyna z uśmiechem, — zaklęcie, ślub nawet, to igraszka. My tylko biedne bierzemy to na seryo, chwytamy chciwie cacka, a potém serce nam pęka, a oni się śmieją. Dla nich to sobie zabawka, oni tak liczą swoje podboje jak my boleści.
Smutnie Aneta zwiesiła głowę, bo smutek należał do programu, był przekonywającym argumentem.
— A! nie mów! nie mów! przerwała jéj Lola: słuchając tego, serce zamiera. Miałożby tylko złe być prawdą, a wszystko co dobre i piękne złudzeniem?
— Niestety! my-bo — zawołała Aneta — przychodzimy na świat z jakiemiś pozaświatowemi o nim pojęciami, a póki się człowiek nie zrezygnuje na prozę, dużo wycierpieć musi.
— Ale to tak nie jest! Czyżeś ty miała czas tyle wycierpieć, by się tak wiele nauczyć?
— Ja? Jeśli chcesz prawdy, niejedno mi się zdarzyło w życiu. Ale dziś, to rzeczy powszednie. Wiem, że serc nie ma i nie szukam; dobieram sobie twarz, człowieka, sługę, faworyta, cacko jakieś — więcéj nie chcę. Ja mu się nie poddam; on poddać mi się musi. Miłości nie chcę; potrzebuję posłuszeństwa. Miłość, to dziecinny sen o białych aniołach.
Lola już nic nie odpowiedziała, ale chłód ogarnął ją przykry i serce się ścisnęło. Aneta, jakby wrażenia nie spostrzegła, mówiła daléj powoli:
— I ja przechorowałam na miłość. To tak jak szkarlatyna: raz w życiu przebyć ją potrzeba; potém już człowiek wolny na zawsze. Albo się z tego umrze, albo wyzdrowieje, i potém już nic.
— Ty kochałaś? spytała Lola.
— A! jak! jak kochałam! tak jak ty kochać będziesz,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.
234
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.