tak w sercu dziewczęcia zaszczepiona nieufność, przypomina się nawet wśród uścisku szczęścia.
Człowiek przynosi z sobą zapas wielki miłości, nadziei, wiary; kwiaty te młodość rozwija. Lecz jak pączek perskiéj róży, gdy w kielich kropla rannéj rosy padnie, już się nie roztworzy, a plama i rdza zjadają go mimo słońca: tak mała rosy kropelka, tysiączna łzy cząsteczka, co się do serca zakradnie, już uczuciu rozkwitnąć nie da.
Niepostrzeżony to znaczek na listku, plamka niedojrzana, ale z sobą śmierć przynosi.
Jerzy powracał do Horycy roztęskniony, zbolały; stanowczo odmówił bytności u Jędrzejowstwa; nigdzie nie mógł się pokazać w tym stanie ducha; sam potrzebował być z sobą. Przez całą swą podróż, którą odbywał dość powolnie, mimowoli porównywał swobodną swą przeszłość, z trosk pełną chwilą teraźniejszą. W sercu, w myślach wiele się rzeczy zmieniło. Nie pomógł opór przeciwko światu: opasała go powoli żelazném kołem niewola, z któréj ledwie kilka lat młodszych wyrywa. Odzyskać znowu tych chwil swobody cygańskiéj nie było już podobna: dojrzalsze lata przybyły z obowiązkami, z trudem i znojem, od których tylko egoizm mógł wyswobodzić. Jerzy lepiéj zaczynał pojmować życie i treść jego, którą jest boleść; postrzegł, że kto ma serce, cierpieć musi i wpleść się koniecznie w ten Holbejnowski taniec życia, z którego wynijść nie można, chyba do mogiły.
„Więc wszystko było marzeniem! mówił sobie; więc