chu sukni przypięte, kapciuch paciorkowy u guzika, a na małym palcu prawéj ręki sygnet potężny z herbownym krwawnikiem. Wyglądał na zamożnego szlachcica. Rysy twarzy wyraziste, nos rzymski, podbródek sążnisty, obwisły, wargi odęte, czyniły to oblicze wcale wspaniałém, choć w niém raczéj przykre jakieś zuchwalstwo nie zaś powaga panowała.
Sędzia spojrzawszy na zamaszystego towarzysza, w progu go lekko powstrzymał.
— Panie Burda!... delikatnie, proszę cię, delikatnie!
— Co mnie tam sędzia będziesz uczył! zostaw to mnie. Jeżeli zechce łagodnie postępować, toć i ja gbur nie jestem; a jak mi się postawi, no! to zobaczymy! Jam też nie baranek!
— Zawsze trzeba szanować położenie, stan... kto wie co wypaść może.
— Ja swój obowiązek pełnię i na nic się nie oglądam... kwita.
W progu spotkał pan Burda Lacynę, Radwanowicza i Szperkę, który ujrzawszy gości, cofnął się co żywo, i pobiegł ukryć do pokoiku Lacyny, unikając zetknięcia.
Dwa zastępy wchodzących i wychodzących naprzeciw, zetknęły się we drzwiach, mierząc oczyma.
— Gdzie gospodarz domu? zapytał Burda.
— W swoim pokoju.
— Proszę mię do niego prowadzić i oznajmić mu natychmiast, że jest interes niecierpiący zwłoki. Jestem Jacek Burda, umocowany od JW. hr. Rajmunda, a to pan sędzia Mejszagolski, który razem ze mną ma sobie poleconą pewną sprawę, o któréj się zaraz dowiecie. Proszę gospodarzowi oznajmić i konie wziąć do stajni...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
18
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.