Nie wiem czy ta, czy inna okoliczność, w dość zły humor Maksa wprawiła.
— Niech tam konie wytchną, rzekł do ludzi. Poprawić uprząż... ja trochę odpocznę...
Piękna Zuzia przyjęła pana i dobrodzieja z oznakami największego uszanowania, starła ławkę, poprawiła ogień w kominie, zaczęła się krzątać bardzo, nawet sukienkę obciągać i włosy gładzić, uśmiechać się, wdzięczyć, tak, że ktoś bardzo podejrzliwy mógłby był Maksa i ją o jakieś poufałe stosunki posądzić. Szeptali, uśmiechali się, podawali sobie ręce, jakby w najlepszém byli porozumieniu; ale między sierotą i opiekunem, cóż dziwnego, że trochę poufalsze wyrodzi się obejście? Godziż się znowu przypuszczać, aby tak świeżo ożeniony z miłości człowiek, dopuścił się tak niedarowanéj płochości? I jak to pogodzić znowu z nadzwyczajną Maksa dla Anety czułością, zakrawającą na zakazany sentyment? Jakieżby to tam było serce? albo raczéj jaki brak jego?
Zapewne sąsiedztwu jakiegoś podróżnego, który odpoczywał w alkierzu, i któremu przerywać nie chciano spoczynku, przypisać było potrzeba szepty między gosposią a panem, które zmuszały do tak często blizkiego ku sobie nachylania się, że złośliwy człowiek byłby ich gotów o całusy posądzić. Zuzia była świeżuchna i bardzo ładna! a taka zalotnica!
W alkierzu tymczasem ów podróżny, który był na noc zajechał, nie śpiąc także, nócił sobie, przechadzając się, piosnkę bardzo czułą, którą niekiedy przerywał potężném, spazmatyczném ziewaniem, to popijaniem czegoś, jakby lekarstwa, w pewnych dość regularnych czasu odstępach.
— Zuziu! kogo to tam masz? zapytał cichutko pan.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.
258
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.