Lacyna się zawahał. Paweł, który nadszedł właśnie i posłyszał wszystko, cichaczem, niespokojny podreptał do pana.
— Jacyś tam ichmość sądowi, czy kto ich wie, chcą się widzieć.
— Mój kochany Pawle — rzekł, biorąc czapkę i kij stojący w kącie Juraś, który się wszystkiego domyślał — trzeba się nam widzę rozstać, kochany Pawle.
Siermięzki nie zrozumiał.
— A dokądże ja, proszę pana, pójść mogę? rzekł cicho. Możem i niezdatny, ale dla mnie pociecha choć się tu po kątach włóczyć... zostawcie starego jak był...
I pokłonił mu się do nóg.
— A! nie zrozumieliście mnie: nie wy to, ale ja ztąd jestem odprawiony. Ojciec mój zrobił testament: wszystko zapisał stryjowi.
Paweł pochwycił się za głowę. Wtém nadbiegł Lacyna.
— Tam jacyś panowie buńczucznie stukają się po pokojach, dopraszając się widzieć z panem.
— Powiedz im, że zaraz idę — odparł Juraś ściskając Pawła, który stał niemy.
Potém obejrzawszy się po pokoju ojca, jakby go żegnał raz ostatni, spokojnie wyszedł przeciw gościom.
Burda i sędzia, obaj podobno w gruncie daleko niespokojniejsi byli niż się okazywali na pozór. Chodzili hałasując i dodając sobie serca po izbie; ale chwilami szeptali, rozglądając się po drzwiach.
Gdy piękne i spokojne oblicze Jurasia ukazało się w progu, zatrzymali się obaj (sędzia trochę w odwodzie) i ukłonili. Burda jakoś bardzo spokorniał. W istocie, młody chłopak tak wyglądał poważnie i męzko, że mimowolnie wzbudzał poszanowanie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
19
JASEŁKA.