Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

263
JASEŁKA.

nieco. Ale dowiedzioną jest rzeczą, że człowiek najpochopniejszy do butelki, kiedy już jéj skosztował; zdaje mu się naówczas, że więcéj już zaszkodzić nie może.
Siedli tedy do herbaty, którą Zuzia im nalewała, choć obaj podobno nie bardzo radzi, że im wzajemna bytność ich, umizgi do pięknéj szynkareczki przerwała. Lacyna wszakże miał na widoku, że się Maksa pozbędzie, a Maks myślał, że spoi Lacynę.
— Powiadasz pan, że byłeś i jesteś przyjacielem hrabiego... rozpoczął regentowicz. A! panie! co to za człowiek!
— Ja go znam lepiéj niż wy wszyscy: co za człowiek! Ba! ja go widziałem na próbie, w ubóztwie! Jam go pierwszy wsparł i między ludzi wyprowadził; nie chwaląc się, mnie to on winien wszystko.
— Między nami mówiąc, expresse, co to za dziwne losy!
— Ha! przechodził koleje! rzekł Maks. A nie doleliśmy téj jamajki: wcale piękna!
— O! że doskonała, za to mogę ręczyć honorem. Powiem panu, to szczęście, iż sprzedając Horycę, ludzie ślepi i nieznający się na wartości rzeczy, sprzedali i kufy z tą wódką. To kordyał! to cacko ta starka!
— A dużo jéj macie?
Lacyna zamyślił się.
— Ja to tam nie wiem expresse, rzekł: bo rzadko tego używam, tylko w drodze, gdyż w podróży potrzebuję pokrzepienia.
— Cóż tam się dzieje z Jerzym? spytał znowu Maks. Zmiłuj się, powróciwszy, kłaniaj mu się od Fermera. Cóż? wesół? smutny? co porabia?
— Poluje, jeździ i wzdycha — oj! wzdycha!