szanując zdrowie, niepokojem się i bezsennością nie zabija, gdy on i t. d. Plótł pod koniec jak Lacyna.
Nazajutrz zdziwiła się mocno pani Maksowa, gdy mąż jéj oznajmił wstając, że musi nów jechać do Jędrzejowstwa.
— Znowu do Jędrzejowstwa! zawołała; ale cóż to jest?
— Ale bo to ten Jędruś winien, odparł Maks; tak mnie on już nudzi, a nie mogę mu odmówić... Bo wiesz, szepnął jéj na ucho, znając jéj słabość: obiecuje, że mnie wybiorą na sędziego; słowo ci daję! Użyje wszelkich swych wpływów; tylko dziś tam ktoś u nich ma być ze szlachty, co to najgłośniéj na wyborach krzyczy...
Półkownikowa, która mocno pragnęła, ażeby mąż jéj miał jakiś tytuł, coby dawny zastąpił, zgodziła się już na wszystko; prosiła tylko, aby powracał wcześnie i nie zatrzymywał się nigdzie, co Maks najuroczyściéj jéj przyrzekał, będąc w duszy pewien, że go to do niczego nie obowiązuje.
Pojechał tedy, i w porze obiadowéj stanął u Jędrzejowstwa, z podziwieniem nawet samego gospodarza.
— A! to ty i dziś tu? spytał go pokręcając lewego wąsa, który widocznie podrastał, (dwa włosy w nim od roku przybyły).
Maks nie zważając na niegrzeczne pytanie, odparł:
— I dziś, i zawsze, i na wieki wieków, amen, kochany przyjacielu.
— Aleś ty nie do mnie przyjechał... idźże sobie do tych pań, rzekł Jędruś.
I wyprawił go do salonu, po którym krokiem majestatycznym chodziła właśnie Aneta z książką w ręku.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.
268
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.