Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

281
JASEŁKA.

potrafi, to pociecha moralna, ulga i nadzieja, któréj pragnie.
— Tak! tak! wiemy i znamy! odparł hrabia zimno. Myśl wpan o innych środkach: tych ja jéj nie dostarczę, nie ustąpię tak łatwo; wolę, żeby odchorowała. Młodość ma w sobie siły potężne: niech przeboleje raczéj, niżbym ja dla niéj miał z zasad moich ustąpić. Wina matki! wina matki nieroztropnéj! Mówiłem, powtarzam: nie ustąpię! darmo się nie trudź... dość tego!
— I wolisz pan, żeby córka umarła! zawołał gwałtownie Szemere.
— Strachy, mospanie, któremi mnie nie weźmiesz!
— Hrabio, ja nie żartuję!
— Doktorze, ja także.
— Spełniłem com był powinien, dokończył kłaniając się Szemere i smutnie zabierając do wyjścia. Teraz umywam ręce i za skutki nie ręczę...
Hrabia ruszył ramionami i popatrzał zupełnie obojętnie.
— Otoź to ludzie! rzekł Rajmund: zdaje im się, że lada lichą intrygą podejdą człowieka! Doktorze, nie spodziewałem się tego po tobie.
— Ani ja tego po was, panie hrabio!
Ukłonili się sobie z wyrazem ironii, i Szemere wyszedł, ale gniewny i zaperzony, spluwając na progu. Od lat kilkunastu już nie pamiętał podobnego wzruszenia, przywykły był bowiem znosić wszystko obojętnie i zbywać żartami.
Hrabia dosyć spokojnie powrócił do oglądania klapy i zawołał w pomoc Malczaka.