Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.

284
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Nie ma! rzekł głosem przerywanym; nie ma! A no, tak być musiało! Pijak! pijak, łajdak regentowicz Lacyna! zapił się, zalał, to i ufność zdradził.... Zgubił, sprzedał, przepił, kto wie, może po wódeczce fajkę zapalił tym świstkiem! A co teraz panie Lacyno? a co teraz?
Czoło mu się zmarszczyło, łzy pociekły z oczu.
— Za chleb, który jadłeś, za gościnę, za łaskę, za wiarę i zaufanie, ot jakeś to się odwdzięczył dziecięciu twojego pana! Zdradą! podłością! Ślicznie! O! o! Lacyna i Zawisza to jedno! prawda! Jakże to nazwiesz? Otoż tobie wódka! otoż starka! Mówiłem zawsze, że się to tak skończy; czułem, że ona cię zgubi! Teraz nie ma co myśleć. Wstyd, hańba i sromota! Tam już oczu nie pokażesz, ani im w oczy spojrzysz. Pijanica! Ale nie! to nie może być, to sen straszny! ten list musi się tu znaleźć! zawołał rzucając się żywo. On tu być musi, jam go nie zgubił, kładąc się czułem go na piersi...
I rozdarł koszulę na sobie, przerzucił suknie raz jeszcze, przebrał siano po listku, ale papieru owego nie znalazł...
I znowu usiadł na ziemi, a wchodząca Zuzia przelękła się zmienionéj nagle, obłąkanéj jego twarzy.
— Co to panu? spytała.
— Nic, chory jestem... nic...
— Może wody?
Lacyna się uśmiechnął i machnął ręką, by jéj się pozbyć co prędzéj.
— Nic mi nie trzeba, rzekł ponuro.
— A no, dodał gdy wyszła: kto źle żył, niechaj choć skończyć umie po męzku. Tu nie ma wyboru.