Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

286
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Hm! kto ją wie? a nuż płytka? rzekł w duchu.
Wtém gdy się odwracał, oko padło na strop i wbity weń hak żelazny, który zwrócił mimowolnie jego uwagę. Wisiał tam niegdyś szabaśnik, ale zdjęty został i resztka tylko opylonego sznurka pozostała, opleciona pajęczynami.
Lacyna żywo wdrapał się na stół, sięgnął i wypróbował, że haka dostanie. Sznur od tłomoka leżał na podłodze; chwycił go i zarzucił na kruk, próbując siły. Zrobił pętlę, ale w chwili gdy te przedśmiertne przygotowania były gotowe, serce mu się ścisnęło żalem świata!
— A! rzekł: jeszczeby się żyło i używało... nie takiż to wiek straszny: czterdzieści kilka, siła sama... Piotrusia poszłaby za mnie, w Hołubowie jeszczeby się chata szlachecka znalazła dla regentowicza, a w chacie spokój i szczęście... Ale już z tego nic być nie może: ze sromotą wyżyć się nie godzi, a hańba nad głową... Jest grzech, niechże będzie i kara. Ot tak!
I stojąc na stole, zarzucił pętlę na obnażoną szyję, skoczył, zawisł, rękami strzepnął, sznur wyciągnął się, hak u stropu się zachwiał, a biedny Lacyna padł uduszony, ze straszliwie wykrzywioną twarzą, na któréj czerwoność chwilową już sina barwa i białe po niéj rozrzucone plamy zastępowały.
Szynkarka krzątała się po pierwszéj izbie, nie śmiejąc przeszkadzać podróżnemu. Dopiero w dobre pół godziny zajrzała przez szparę. Zdało jéj się, że podróżny stoi w pośrodku alkierza; myślała, że się ubiera, i odeszła. Upłynęła godzina, zajrzała znowu. Stał na tém samem miejscu, tylko dziwnie pochylony i zgięty. Otworzyła nieco drzwi, i z krzykiem straszliwym odbiegła, załamując ręce.