Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

24
JASEŁKA.

podbechtał, bo poczęli wstrzymywać młodego dziedzica.
— Proszę jw. hrabiego tylko skinąć, a my tych trutniów wyniesiemy ztąd na rękach, że się nie opatrzą jak wyjdą! Testament jeszcze nie przyznany, nie wiadomo kto wygra, nie damy się im tu rozporządzać...
— Paneczku moj! szlochał Paweł; na miłosierdzie boże, czyż to się godzi? któż cię będzie śmiał z domu ojca i dziedzictwa twojego wyganiać? Niech zabiorą summy, wioski, a niech ci choć ten dach zostawią!
— Jak mi Bóg miły, dobrze gada! podchwycił Radwanowicz. Tych ichmościów za okno, i finis coronat opus.
— Moi mili przyjaciele, odparł Jerzy: szanuję wolę ojca jak jest, dobrze i koniec. Was wszystkich poleciłem najmocniéj; ręczę, że poszanują; nic się wam nie stanie. Puśćcie mnie gdzie wołają losy, i bądźcie mi zdrowi.
Płacze i odgróżki z różnych stron słyszeć się dały. Juraś już był w ganku, łza kręciła mu się w oku, ale się nie ugiął. Paweł przypadł ku niemu.
— Paniczyku, ja ciebie tak nie puszczę...
— Pawle kochany, najmilsza mi po ojcu spuścizna, to poczciwość; chcesz, żebym się prosił, targował i przyjął jałmużnę?...
— A niech ich tam i z nią razem pioruny zatrzasną! Tu nie o to idzie... Ale gdzie? dokąd? z czém? Czekajże paniczu! poczekaj, mów!
Juraś przyzostał chwilę.
— Bogiem a prawdą, maszże ty choć grosz przy duszy? zapytał Siermięzki.