Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

307
JASEŁKA.

rzy starał się pilnie osłodzić jéj życie smętne i puste, to muzyką, to czytaniem, to przechadzką i rozmową, to wreszcie zajęciem około szkółki dzieci, w któréj podejmował się dozoru i nauczycielstwa.
Nowe te zajęcia, nowy też pozór i fizyognomię nadały Horycy, w któréj Pawłowi staremu i Radwanowiczowi bardzo biednego Lacyny brakowało. Długo się po nim utulić nie mogli, długo odtęsknić, ani wytłómaczyć sobie katastrofy. Wyżlisko jego stare wychudło, oślepło, znędzniało, i zaglądając do próżnéj izdebki, wyjąc pod jéj progiem, zdechło w końcu jednéj nocy.
Mieszkanie zostało niezajęte długo, ale potém Paweł namyśliwszy się, wniósł się tam, oszczędzając nogom schodów, a Radwanowicz po staremu przychodził do niego na gawędę, z tą różnicą, że Siermięzki mu na jego dywagacye nie odpowiadał wcale, i rozmowa ograniczała się monologiem, przerywanym tylko kiwaniem głowy i zażywaniem tabaki. Niekiedy zjawiał się tu i Porciakiewicz, ale ten był zbyt żywy. Radwanowicz z nim także nie umiał prowadzić rozmowy, bo się zaraz skłócili i przychodzili do słów ostrych.
Paweł w ostatnich czasach tak nagle postarzał, że już nawet służby się wyrzekł i fabrykacyi tabaki. Najczęściéj siadywał w kątku z rozłożoną na kolanach książką i różańcem, ale więcéj drzemiąc niż modląc się podobno.
Tak płynęło życie w Horycy, gdy niespodzianie jednego poobiedzia, kareta na saniach podjechała pod wielki ganek, i wysiadła z niéj pani Jędrzejowa. Panna Moroszówna była w swéj szkółce, Jerzy na polowaniu, a gość musiał chwilę poczekać w sali na górze, nim