Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/319

Ta strona została uwierzytelniona.

311
JASEŁKA.

jemnie słowo na Jerzym, że do niego na polowanie przybędzie. Jakkolwiek boleśnie dla niego było odwiedzić znowu tamte strony, wyrobił to na sobie, żeby pojechać do Maksa i zarazem być u Ottona. Pomyślał w duszy, że na grobie Loli się pomodli. Pragnął też bardzo zobaczyć hrabinę, dla któréj prawie synowskie uczucie zachował; ale się wahał, wiedząc, że odwiedziny te mogą jéj przypomnieć bolesną stratę, i że hrabia, który zawsze wstręt ku niemu okazywał i teraz zapewne czulszym nie będzie. Zwlekło się jakoś to polowanie u Maksa, bo wilcy byli wyszli, bo mu żona potém chorowała, aż nareszcie w miesięcy kilka przybiegł umówiony posłaniec z zaproszeniem na następujący tydzień, i Jerzy rad nierad wybrać się musiał.
Łatwo się każdy domyśli, że wieczorem po łowach, gdy się wszyscy znaleźli w saloniku półkownikowéj, dziś nie tak świeżym i wytwornie urządzonym jak dawniéj, trafem przybyli państwo Jędrzejowstwo oboje, z Anetą, ubraną czarno, smutną, zamyśloną, a tak wyidealizowaną przybraném czy naturalném cierpieniem, że istotnie zdawała się należeć do sławnéj gruppy Nioby... Śladów dawnéj zalotności i trzpiotowstwa ani znaku nie było na pięknéj jéj twarzyczce; oczy zdawały się we łzach pływać; czoło jakby wieńcem chmur miała opasane; poruszała się z wolna, ciężko, — rzekłbyś, że jéj ciężyło życie.
Gdy ujrzała Jerzego, lekki rumieniec przebiegł po twarzy jéj, i w milczeniu trochę drżąca podała mu rękę.
— Oboje straciliśmy — rzekła głosem, w którym łkanie słychać było — drogą sercu przyjaciołkę... Widzisz pan, jeszcze po niéj noszę żałobę, a z duszy pew-