— O! o! nie frasujcie się: mam tyle ile potrzeba na drogę...
— Nieprawda! nieprawda! ciągnąc go za suknię, odezwał się stary. U mnie jest tysiąc złotych, złożonych u parocha, te musisz wziąć. Lacyna tyleż znajdzie. Radwanowicz nie ma więcéj nic nad srebrną tabakierkę od nieboszczyka, ale ją ofiaruje z ochotą.
— Poczciwy mój Pawle, ale do czegoż mi to wszystko! Myślicież, że mogę przyjąć wasze ofiary? Nie chcę nic od stryja, mogęż brać od was?
— Otoż to, że i możesz, i powinieneś! zawołał Paweł. To wszystko grosz, któryśmy mieli od twojego ojca, z jego łaski... Nam on na nic, a ty potrzebujesz... Weźmiesz paneczku, bo nas obrazisz. My ci go przecię nie darowujemy, Boże uchowaj! pożyczamy, ale bez grosza nie puścimy...
— Pawle, dam sobie radę, bądź spokojny, odparł ściskając go Juraś. Puszczaj mnie, bo ci ludzie myślą Bóg wie co, widząc, że odejść nie umiem...
W istocie Burda i sędzia dosyć przelękli gromadą ludzi, widząc narady w sieniach i progu, nie wiedzieli co począć z sobą. Burda opiniował nawet po cichu, że wypadałoby może przyaresztować delikatnie Jerzego, aby ludzi nie pobuntował: tak dbał o swoją skórę. Sędzia mu podszepnął jednak, że za to może być w wielkiéj odpowiedzialności; więc umilkł z projektem. Wszystkie szyki były pomieszane. Spodziewali się oporu, płaczu, może upokorzenia i prośby; Burda już w myśli grał rolę wspaniałomyślnego protektora; wyszło to jakoś niespodzianie cale inaczéj. Kręcił więc wąsa niespokojnie, nie wiedząc jak sobie począć, aby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
24
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.