rwała Aneta: nie dość jéj oddawać siebie, ona i karmić się czémś musi.
— Książka w takim razie jest najposilniejszym pokarmem, w książce jest treść człowieka, któréj on nigdy prawie się nie powstydzi, — ta żywi.
— A jednak żywe słowo więcéj jeszcze warte od najlepszéj książki. Wyznasz pan, że ono czarodziejską posiada siłę. Książkę każdą człowiek jeszcze musi ogrzać myślą własną, musi ją zbudzić do życia, musi dopełnić sobą: to go wyczerpuje.
— I dobrze jest, bo pracować musi...
— Ale się za mało nakarmi, bo i ta praca życie zabiera.
— Prawda — rzekł Jerzy — choć są siły, których używając, wzmagamy je. Samo żywe słowo czyni umysł przywykły do niego wyłącznie, lekkim i powierzchownym; książka, zmuszając do pracy, spoważnia, stęża.
— Nie czyniż go znowu sztywnym i surowym do zbytku? Mnie się zdaje — dodała Aneta — że i tu różne żywioły w pewnym stosunku na życie pełne składać się muszą: książki, myśl, słowo, uczucie, czyn... Zawsze prawie brak jednego z nich okalecza człowieka. Same książki go wysuszają, sama myśl wycieńcza, samo słowo lekkim czyni, uczucie samo ogłupia, sam czyn odbiera władzę sądu; wszystko razem stanowi dopiero człowieka.
— Tak, to jest prześliczna teorya, odparł uśmiechając się Jerzy; ale gdzie ten człowiek pełny? Każdemu z nas braknie czegoś, a ideał nie jest rodem z naszéj ziemi.
— Ja nie wiem, przerwała Aneta: są chwile, w których on się żywym objawia, ale całe życie, równo od brzegu do brzegu, nikomu ideałem być nie wolno. Rozumiem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.
313
JASEŁKA.