Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/325

Ta strona została uwierzytelniona.

317
JASEŁKA.

dziwnie składało; ustępowano im z drogi, nikt nie przeszkadzał rozmowie, wszyscy jakby należeli do spisku, pragnąć się zdawali, aby Aneta miała czas usidlić przybyłego, związać go i pochwycić.
Nie brakło jéj środków ku temu. Serce może było zimne, ale głowa pałała. Któż zresztą wie co serce? Gdzie granice uczucia prawdziwego od kłamanego uczucia? Często zaczyna się od fałszu, a kończy prawdziwą namiętnością, i jak wielu niedowiarków, co wchodzą do kościoła zimni, a wychodzą skruszeni i przejęci, jeśli się to porównywać godzi, wielu też zaczyna od udawanéj miłości, by na najszczerszéj zakończyć.
Tak może było z Anetą. Nie wiem, miłość, fantazya czy rachuba przeważyły, to pewna tylko, że idei swéj poświęcić była gotowa wszystko, i nie dała się żadną zrazić trudnością i walką. Owszem, przeszkody, jak tamy wodę rzeki, więcéj jeszcze nagromadzały zaciętości, a czas, co zwykle niszczy w zarodzie próżną namiętność bez celu, podnosił ją tylko i wzmagał.
Na Jerzego cała ta strategia kobieca, któréj sztuką było, żeby niedostrzeżona została, niewiele podobno działała; jednak chwilami ten głos, ta kobieta przypominały mu głos niewieści z innego świata, chociaż przy najgorętszéj chęci przebrania się za Lolę, umysł Anety, jéj doświadczenie, chłód i sceptycyzm, przebijające się mimowoli, nie dopuszczały jéj téj roli dobrze odegrać. Burzyła jedném słowem co zbudowała wejrzeniem i głosem... Przez najczulsze wyrazy jéj przebijała się niewiara, szyderstwo, zwątpienie.
Jerzy znajdował ją zajmującą, zabawną, ale w sercu nie czuł nic prócz jakiegoś rozdrażnienia. Stopniami, powoli jednak ten niepokój przeradzał się