Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

25
JASEŁKA.

i starego hrabiego nie rozgniewać znowu zbytkiem gorliwości.
— Pójdź mu wpan jeszcze choć konie i bryczkę zaproponuj, rzekł pan Jacek do sędziego. Gdzież już znowu ma iść tak piechotą!
— Albo ja głupi! ofuknął Mejszagolski: ja nie po to tu przyjechałem; to rzecz wpana.
Juraś, tymczasem był już wpół dziedzińca, a Paweł cudzą na prędce włożywszy czapkę, dreptał za nim do miasteczka, nie chcąc go puścić. Tu nie myślał się także zatrzymywać Jerzy, obawiając się posądzeń, i co rychléj pragnął przejść granice Horycy, po za któremi czułby się wolniejszym. Ale wieczór się zbliżał, zmuszony był zanocować.
Wieść ze dworu gruchnęła naokół, tłumy ludzi poczęły się kupić ciekawie przy domowstwie, w którém się zatrzymał, a Paweł pełnił swą służbę, ożywiony myślą, że się okazał potrzebnym paniczowi. Gdyby nie noc, to zbiegowisko i tłumy byłyby Jurasia wygnały z miasteczka; ale ściemniło się, deszcz zaczynał kropić; Paweł go nie puszczał, drzwi zapierając sobą: potrzeba było czekać do rana. Naraziło to młodego chłopaka na dość kłopotliwe objawy litości i współczucia, które wszakże przejęły go do głębi. Czuł, że na nie zasłużyć nie mógł, że był je winien pamięci ojca więcéj niż położeniu swojemu.
Pierwszy co za nim poszedł w pożyczanéj czapce, poczciwy Paweł, na chwilę go rzucić nie chciał; on sam wybrał mu gospodę w najporządniejszéj karczmie i zakrzątał się zaraz, aby dziecku pańskiemu na niczém nie zbywało. Zaraz za nim, rzuciwszy Burdę i sędziego we dworze, zafrasowanych i naradzających się co począć, Radwanowicz i Lacyna posunęli się