Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.

322
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Na ten raz zabita już była rozmowa. Aneta czuła, że wspomnienie Loli ścigać ją będzie; cierpliwie zacięła usta, zamknęła piersi i uśmiechnęła się swojéj boleści. Jedna matka poznała, że w niéj utkwił cios jakiś, któremu potrzeba było czasu, ażeby z rany został wydarty.
Gdy tak młodzi zostawieni sobie rozprawiali, Maks, który znał wpływ Ottona na Jerzego i serdeczną ich przyjaźń, nie bez celu także wywiódł go do ogrodu. Stosunki, jakie ich łączyły, łatwo już z rysów poprzednich odgadnąć się dają. Maks obawiał się Ottona i wcale go nie lubił, ale mu wielką okazywał grzeczność. Otto obchodził się z nim obojętnie, nie szacował go wcale, często dając mu to uczuć z otwartością sobie właściwą.
Jak wszyscy ludzie miałkiéj głowy, Maks wszakże pochlebiał sobie, że potrafi podejść Ottona lub myśl jakąś tak mu poddać niepostrzeżenie, że on nie opatrzywszy się połknie ją. Nie domyślał się wcale, że Marzycki wchodząc z cygarem w ustach do ogrodu, wcześnie wiedział po co był prowadzony, i co mu wpajać n.iano.
— Dom bardzo przyjemny! rzekł Maks.
— Hm! hm! odparł Otto: powiedz chyba panna, bo pani jest jéj podszewką, a pan, poczciwe stworzenie, sługą i niewolnikiem obojga. Ani Stasia, ani Jędruś wcale przyjemni nie są.
— A no! to prawda, zawołał Maks; ale przyznasz, co to za swoboda!
— Zapewne, wielka... Jest jéj może trochę nadto.
— Ale przyzwoicie...
— Nie przeczę...
— A panna Aneta?