Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

337
JASEŁKA.

— O! nie mylę się, niestety! to jaśniejsze od południowego słońca! Ty jeden możesz tego nie widzieć.
Jerzy się zarumienił.
— A! zawołał: toby było grzechem strasznym!
— To jest tylko namiętnością, a namiętność to burza, mój Jerzy; niszczy ona, nie zasiewa, i przelatuje szybko.
— Więc przeleci?
— Zniszczywszy może.
— Mój Ottonie, odparł młody chłopak: czyś ty już zwątpił o mnie? czy masz mnie za niegodnego jéj pamięci?
— Ja cię kocham! ja cię braterskim uściskiem do mojéj piersi przykułem! ale któż wie? Mnie samego gdyby taka czarodziejka dziewczyna, zimna a rozpłomieniona, rozkochana a chłodna, poczęła dawniéj uściskiem od grobu odciągać, — nie wiem, nie wiem czybym wytrwał! Któż z nas tak silny, by się oparł łzom i westchnieniom?
— To ci się wszystko śni w gorącéj wyobraźni.
— Nie! nie! mówię chłodno, mówię smutno, mówię prawdę. Patrzałem i patrzę na nią: ona cię kocha lub pragnie... nie wiem... ale jedno z dwojga! Ty wiesz francuzkie przysłowie, że „Bóg chce czego chce kobieta“... A! często ona chce tego, czego chcą szatany raczéj, i rajskiego jabłka z pod węża głowy dostanie. Ale dość! nie mówmy o tém.
— Ja dziś, zaraz jadę do Horycy! odparł Jerzy.
— To najlepiéj, rzekł Otto: przed falą przybywającego morza najlepiéj uciekać; z tém się nie walczy... Aneta jest falą morza; fale ścigają daleko!
Zamilkli; ale Jerzy sam o siebie począł być nie-