spokojny. Coś dziwnego się w nim działo. Rzucił kwiatek na ziemię, podniósł go, wspomniawszy, że dotknął grobu Loli, i poszli powoli do Robowa.
I tego poranku więcéj mowy między nimi nie było.
W Horycy oczekiwała na Jerzego niespokojnie panna Izabella i cały stary ich dwór, któremu jak zęba trzonowego, wedle wyrażenia Radwanowicza, brak było heroicznego Lacyny. Nieraz go tam sobie wieczorną porą, przy kominie, przypominali starzy przyjaciele; Jerzy jak winę nosił go na sumieniu.
Przybycie panicza ożywiło dwór, trochę posępny i pusty bez niego; nawet Paweł się ruszył i posunął ku niemu, aby mu w oczy zajrzeć i zobaczyć czy bardzo w nich smutno. Panna Moroszówna śledziła, wypatrywała, szukała w nim jakiéjś spodziewanéj zmiany. Wydał się jéj teraz jakimś podrażnionym i nie sobą. Zwykle Jerzy był bardzo spokojny; życie może jednostajne takim go czyniło. Podróż go rozkołysała; w podróży myśli miał wiele, widział ludzi, wpatrzył się w nowe postaci, z nich ku niemu trysnęło życie nowe. Postać Anety, uparta jak ona sama, snuła mu się nieustannie przed oczyma; ciągle ją tak widział jak raz ostatni zobaczył, u tego grobu klęczącą, pochyloną, osłonioną.
Panna Moroszówna miała już ten zwyczaj matek, że gdy ich ukochany jedynak powróci do domu, to go muszą wybadać do dna, rozpytać o każdy krok, spowiadać z każdéj myśli, uprzytomnić sobie wszystkie