tchnęła panna Izabella. Pozwól Jerzy, bym ci całą myśl moją wypowiedziała szczerze. Tobie potrzeba nie kochanki, ale żony; dla ciebie trochę, dla mnie bardzo! Czyżby ci Anna nie przystała?
— Matko! ja się nie mogę ożenić: toby było splamieniem jéj grobu i mojéj przeszłości!
— Nie myśl o miłości, dziecko moje; myśl o poczciwém przymierzu z drugą istotą, któréjbyś mógł troskę powierzyć i podzielić z nią życie. Jam nie wieczna! — dodała — a dom bez kobiety, wiekuiste sieroctwo zwłaszcza ku starości... a! to rzecz straszna mój Jerzy! Jam zeschła w tém życiu wdowiém i znam je. Naówczas wyciąga człowiek ręce i pragnie choćby złego, byle wiekuistego towarzysza, byle nie obojętnych obcych twarzy. Dziś, jutro, będziesz się musiał chłodno ożenić dla siebie, dla mnie, dla tego, że ja cię o to na klęczkach błagać będę.
— A ja leżąc twarzą na ziemi będę się wypraszał, odparł Jerzy. Bóg sam chciał, bym nawet tych lekkich, serdecznych nie nosił więzów; nie czuję potrzeby serca, nie potrafiłbym stanąć u ołtarza bez zapału, bez uniesienia, bez rozpromienienia...
— Ha! więc postarzéj jeszcze trochę! Przeżyłeś już dzień miłości, ale ci wieczór pozostał. Późniéj dopiero poczujesz to, co ja ci dziś przepowiadam: zechcesz towarzysza, ale może takiego, jakimby Aneta była dla ciebie, nie znajdziesz. Ja czuję choć przybranéj matki sercem, że ona cię kocha; a miłość choćby niewzajemna, jest wielką dźwignią w życiu.
— Matko, rzekł Jerzy spuszczając oczy: nie! proszę cię, nie namawiaj mnie na nowe życie, które może być lżejszém, ale może też stać się twardszém i cięższém od dzisiejszego. Czegoż mi braknie? Mam
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.
340
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.