— Ale spokojny, panie hrabio.
— Mówże mu: stryju! podszepnęła hrabina.
— Dla młodego to już nadto ciche. Zardzewiejesz tam do reszty, a i tak brakło ci ochoty do ludzi.
— To prawda, mój stryju...
Hrabia się jakoś nasrożył na to nazwanie, ale zaraz ochłonął.
— Czemuż też tu czasem do nas nie przyjedziesz? My tu także jak pustelnicy żyjemy.
— Bardzom wdzięczen stryjowi, ale mam obowiązki względem panny Moroszówny.
— Ale i jéj bylibyśmy radzi, bardzo radzi...
— Pamiętajże, Jurasiu, zawieźć jéj to zaproszenie, dodała hrabina.
— Źleś wpan zrobił, ja ci to zawsze powiem — przerwał Rajmund — żeś ojca opuścił. Dziś masz tylko nas... o tém niepotrzeba zapominać.
Cała ta rozmowa niewypowiedzianie rozradowała hrabinę. Wstała ożywiona i w rękę pocałowała męża, który widocznie wymógłszy na sobie to ustępstwo, szczęśliwy był i kontent z siebie, jakby chciał powiedzieć twarzą: „A widzicie, nie taki to ja jestem zły, jakeście sobie wyobrażali!“
— Spodziewam się — dodał — że u nas dni kilka zabawisz. Powiem, żeby ci Żółtowski polowanie przygotował.
Jerzy zbliżył się poruszony, i ująwszy rękę stryja żywo, ucałował ją ze łzami na oczach. Nie wiem co się tam stało staremu, który na chwilę wychodząc ze swéj sztywnéj oziębłości, pochwycił go za głowę, pocałował i co najprędzéj uciekł za drzwi.
Hrabina płakała, tak była szczęśliwa.
— Stryjenko, rzekł Jerzy do niéj: tę dobrą życia
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.
352
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.