Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/361

Ta strona została uwierzytelniona.

353
JASEŁKA.

chwilę tobie winienem. Jakże ci za nią mam dziękować? Każdy moment zgody i miłości, to promyk z niebios zstępujący na ziemię; a choćby trwać to nie miało, dobrze z pomiędzy chmur choć błysk słońca zobaczyć.
— O! ono nam jeszcze może zaświecić nad zachodem, serce moje! rzekła hrabina. Ale cierpliwości i trochę pokory!
Jak się to stało, że tegoż samego dnia p. Jędrzejowa z córką, rzadko bardzo bywając w Zarubińcach, wybrała się właśnie je odwiedzić, nie wiemy wcale. Czy to mamy przypisać losowi, jednemu z tysiąca wypadków fatalnie jakoś często przychodzących, czy karczemce na trakcie, z któréj wiadomości o przejezdnych płynęły do dworu, — trudno wyrokować; dosyć że p. Jędrzejowa z Anetą po obiedzie przyjechały.
— A! otoż mamy i gości! odezwała się hrabina. Doprawdy, niezawsze ich lubię, ale dziś całkiem mi nie na rękę. Jerzy, zastąp mnie tam chwilę; wyjdź do salonu; ja się trochę ogarnę i idę za tobą.
Jerzy zbiegł żywo ze wschodów od pokojów hrabiny, u któréj był naówczas, i wszedł do paradnego salonu na dole, gdzie damy przechadzając się, gospodyni oczekiwały.
Aneta wykrzyknęła na widok jego.
— A! pan tutaj! byćże to może! co za traf szczęśliwy, kiedyśmy się go wcale widzieć nie spodziewały!
Kto inny z tego wykrzyknika właśnie byłby się może domyślił, że rzecz była ukartowana; ale poczciwy Jerzy uwierzył święcie zadziwieniu. Serce jego już się było przywiązało do Anety, a nawet do saméj mamy, która ściskała go za ręce powtarzając: