Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

29
JASEŁKA.

ryuszowi. Był to człowiek jakby na poły umarły, oczekujący niecierpliwie godziny wyzwolenia. Przybycie jego mocno wszystkich zdziwiło.
A wszedł jak stary z innego świata przybylec, którego formy i zwyczaje bynajmniéj nie obchodzą. Posunął się do pół pokoju, przysłonił oczy dłonią, i stanąwszy i począł się uważnie przypatrywać Jurasiowi, który powstał na jego przyjęcie.
Potem, nie mówiąc słowa, nie zapoznając się z nim, choć go pierwszy raz w życiu widział, nie uznając potrzeby opowiedzenia mu się kto jest, zbliżył się, usiadł, posadził chłopca przy sobie, i ujął go za rękę patrząc mu w oczy.
— Mizerye ludzkie! mizerye! rzekł po chwili głosem suchym.
Juraś nie wiedział co mu odpowiedzieć.
— To tak! a no! brat bratu wydziera, ojciec dziecko opuszcza; drą się o kawałek chleba, jakby za czterech zjeść mogli!
— Ojcze mój! rzekł Jerzy: nie obwiniajmy umarłych; ja się na nikogo nie skarżę.
— Dobrze czynisz, mizerye ludzkie, i młody jesteś, jeszcze świata i chleba dosyć. Cożem to ja chciał powiedzieć? Ale! wyjdźcie-no wy sobie Lacyno i wy panie professorze do sieni, na świeże powietrze, bo z nim chcę pogadać... Nie gapcie się na mnie: nie ma na co...
I stuknął kijem w podłogę, a dwaj dworacy posłuszni zaraz się po cichu wynieśli.
— Dużo mi o waści prawili, kochanku, rzekł staruszek. Nie dobrześ zrobił, żeś opuścił ojca; teraz ojciec o tobie zapomniał, i gorzéj jeszcze zrobił.
— Ale ja się nie skarżę...
— Dobrze robisz, ale cóż myślisz z sobą? spytał